Ekonomiści zakładają, że pieniądze z programu 500 plus w większości zostaną przeznaczone na bieżące potrzeby rodzin i napędzą wzrost cen. Spodziewają się jednocześnie wyższego popytu w branżach odzieżowej i obuwniczej oraz edukacyjnej i turystyce. W marcu ceny towarów i usług konsumpcyjnych wzrosły lekko w stosunku do lutego. Rok do roku ciągle jednak widać wyraźną deflację.
– Na programie 500 plus skorzysta branża spożywcza, odzieżowa, obuwnicza. Są to branże, gdzie rodziny wydają swoje pieniądze na dzieci. Być może też rekreacja i kultura – mówi agencji informacyjnej Newseria Inwestor Piotr Rogowiecki, dyrektor biura Polskiego Związku Funduszy Pożyczkowych. – Branża elektroniki czy oświatowa może zbierać profity z programu 500 plus, jeżeli rodzice będą inwestować w rozwój swoich dzieci. Jeżeli rodziny będą chętniej wyjeżdżać ze swoimi pociechami na wakacje, to skorzysta branża turystyczna. Niewątpliwie program 500 plus ma znaczenie dla popytu wewnętrznego.
W opinii Piotra Rogowieckiego nawet jeśli część rodzin wykorzysta dodatkowe pieniądze do powiększenia swoich oszczędności i nie przeznaczy ich na natychmiastową konsumpcję, to jednak zdecydowana większość konsumentów wykorzysta je do podniesienia swojego poziomu życia czy poprawy warunków dzieci.
– Ze względu na to, że rusza program 500 plus powinny powoli zacząć rosnąć ceny. Pierwsze rodziny już dostały świadczenia z tego tytułu, a to jest około 20 mld zł rzuconych na rynek, z czego znaczna część będzie zapewne wydana, a nie zaoszczędzona – mówi agencji informacyjnej Newseria Inwestor Piotr Rogowiecki, dyrektor biura Polskiego Związku Funduszy Pożyczkowych. – To z kolei powoduje presję produktową, która przekłada się na presję inflacyjną. Zatem mamy tutaj czynnik wyraźny do tego, aby ceny w pewnych branżach i obszarach rosły.
Program 500 plus, zakładający przekazanie 500 zł miesięcznie na każde drugie i kolejne dziecko ruszył 1 kwietnia. Szacuje się, że tylko w tym roku do kieszeni Polaków trafi z jego tytułu 17 mld zł, a w kolejnych latach 22-23 mld zł. Eksperci zaznaczają, że zwiększone wydatki powinny spowodować większe zapotrzebowanie na produkty, co skłoni producentów i pośredników do podnoszenia cen.
– W ujęciu rocznym może nie pożegnamy deflacji. Natomiast ważą nam bardzo mocno np. ceny paliw, które mamy dużo niższe niż w ubiegłym roku. Natomiast w ujęciu miesięcznym te ceny powinny rosnąć, co odbije się na wyniku rocznym, ale w skali całego roku jeszcze może być ujemna dynamika cen – przewiduje Rogowiecki.
W marcu, podobnie jak w całym I kw. roku ceny towarów i usług konsumpcyjnych były niższe niż przed rokiem o 0,9 proc. Jednak trzeci miesiąc roku przyniósł lekki wzrost wobec lutego – o 0,1 proc. Paliwa do prywatnych środków transportu były w marcu tańsze o 13,4 proc. w ujęciu rocznym i był to najmocniejszy spadek ze wszystkich kategorii. Jednak w porównaniu z lutym podrożały o 1,3 proc. Wyższa była tylko dynamika wzrostu cen w segmencie odzieży i obuwia.
– Po raz pierwszy od jakiegoś czasu mamy dodatnią miesięczną inflację. Natomiast absolutnie nie można z tego wnioskować, że jest to początek już długiego trendu – zastrzega dyrektor biura Polskiego Związku Funduszy Pożyczkowych. – Trzeba poczekać na kolejny odczyt lub na dwa kolejne odczyty i zobaczymy, czy to jest rzeczywiście początek końca deflacji.
Jak mówi, o ile cena ropy nie będzie podlegała gwałtownym ruchom, podobnie jak kurs złotego do dolara, można się spodziewać dalszego negatywnego wpływu cen paliw na ogólny odczyt poziomu cen. Niepewnym czynnikiem są także ceny żywności, które w wprawdzie zarówno w marcu, jak i w całym I kwartale wzrosły, ale są uzależnione nie tylko od ogólnych trendów, lecz także poziomu zbiorów, które aż do jesieni pozostaną niewiadomą.