Wiktor Fabiański od ubiegłego roku jest odpowiedzialny za budowanie pozycji marki Goliath na polskim rynku. Goliath Games to korporacja, która generuje ogromną sprzedaż na świecie. A jaki jest pan Wiktor prywatnie? Już na pierwszy rzut oka można zauważyć, że to człowiek z poczuciem humoru i ogromny optymista. A także profesjonalista, który doskonale realizuje się w tej branży.
Anna Wakulak: Jaki był dla Pana miniony rok – prywatnie i zawodowo?
Wiktor Fabiański: – To był czas wielkich zmian, dużych wyzwań i poważnych decyzji – zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. W 2014 roku przerwałem „bezpieczną” etatową korporacyjną karierę, aby rozpocząć prowadzenie biznesu holenderskiego Goliath Games w Polsce. Wymagało to dużej zmiany mojego nastawienia zarówno do pracy, jak i do tego, co robię. Do tej pory koncentrowałem się na produkcie, obecnie moje działania muszą obejmować cały biznes. W życiu prywatnym założyłem rodzinę, co też zmieniło sposób, w jaki postrzegam świat. Podsumowując, z perspektywy czasu był to udany rok.
Czy udało się Panu zrealizować wszystkie plany?
– Och, oczywiście, że nie, nadal mam długą listę marzeń i planów, ale dzięki temu z zapałem i dziecięcą radością myślę o każdym nadchodzącym dniu…
Jakie ma Pan trzy najważniejsze postanowienia na ten rok…
– Nigdy nie robię postanowień noworocznych, to za krótki horyzont dla odchudzania, tak drakońska dieta by mnie wykończyła. Może uda mi się w tym roku poświęcić więcej czasu na sport [śmiech].
Jakie wydarzenia z ostatnich miesięcy wywarły na Panu największe wrażenie (z branży, z kraju, ze świata)?
– Pomijając informacje o światowych konfliktach i tragediach, które niemal codziennie nas zalewają, mam wrażenie, że dzieje się również wiele dobrego, o czym nie co dzień zdarza się czytać lub słyszeć.
Cieszą mnie historie wielkich ekspansji i przejęć z udziałem Goliath, m.in. akwizycja Pressman w USA, Crown & Andrews w Australii. Jeśli chodzi o branżowe informacje, które pozytywnie mnie nastrajają, to są to historie globalnego popytu i sukcesu relatywnie „prostych” zabawek. Myślę, że dorośli podejmujący decyzje i działający w naszej branży nierzadko zapominają, w czym leży prawdziwe piękno zabawy – często w prostocie. W tym roku wyraźnie było to widoczne.
Jak ocenia Pan sprzedaż produktów swojej firmy w okresie minionej Gwiazdki? Jakie są opinie na ich temat?
– Jesteśmy zadowoleni z zaufania, jakie otrzymaliśmy od klientów. Patrząc przez pryzmat pierwszego roku działalności, miniony sezon był wielkim sukcesem, z pewnością możemy powiedzieć, że urośliśmy o 100 procent, nawet nie licząc wyniku. Dużo zawdzięczamy wsparciu kilku osób z branży, które nam pomogły. Nadal mamy jednak sporo do zrobienia na polu zwiększania dystrybucji produktów oraz budowania świadomości marki/produktów u konsumentów. Same produkty zarówno w sklepach, jak i przez konsumentów oceniane są bardzo dobrze. Pod koniec roku przeprowadziliśmy telefoniczne badanie (CATI), aby dowiedzieć się, jak klienci oceniają współpracę i produkty. Zwykle mówili o nich w superlatywach, podkreślali oryginalność pomysłów, wysoką jakość wykonania oraz łatwe do zakomunikowania przewagi konkurencyjne. Przyznam, że często byłem zaskoczony, jak dobrze i szybko nasze produkty przyjęły się na rynku. Świadczą o tym liczne konsumenckie recenzje Super Sand, „Pomysłówki” czy wyróżnienia, np. Stick Storm trafił na listę top 5 najlepszych gadżetów 2014 roku Mamygadzety.pl oraz został okrzyknięty odkryciem sezonu w audycji TVN Biznes i Świat.
Co Pana najbardziej irytuje w handlu zabawkami? Z czym ma Pan najwięcej problemów?
– Staram się nie irytować w pracy, z natury jestem nastawiony optymistycznie. Decyzja, aby znów pracować w branży zabawkarskiej, była świadomym wyborem, wiedziałem, jakie ograniczenia i jaką charakterystykę ma ten segment. Z pewnością sezonowość branży jest jednym z czynników, które utrudniają szybkie korygowanie podjętych decyzji, a także wymaga wytrwałości, czasu i cierpliwości. Na plus z pewnością można zaliczyć ludzi, którzy działają w tej branży – mimo że konkurujemy o zainteresowanie konsumentów, robimy to z podniesionymi przyłbicami i w przyjacielskich relacjach, to ważne.
Rynek gier planszowych w Polsce rozwija się dynamicznie. Odnoszę jednak wrażenie, że liczba pojawiających się rok do roku planszówek jest zbyt duża, jak na potrzeby i możliwości konsumentów. Jaka jest Pańska opinia na ten temat?
– Od kilku lat z niepokojem obserwuję trend „rośnięcia nowościami”, który narzucają producenci. Oczywiście nasza branża lubi innowacje, natomiast w mojej ocenie rynek w Polsce i Europie dochodzi do „punktu przegrzania”. Szczególnie rzuca się to w oczy podczas targów w Essen. Kilka lat temu dziesiątki tysięcy fanów planszówek jechało zagrać w kilka, kilkanaście wyczekiwanych tytułów. Dziś nowości jest kilkaset, nie sposób zapoznać się ze wszystkimi. Niestety, wpływa to negatywnie na jakość tytułów, wśród których jest wiele gier pospolicie dobrych, ale nie wyjątkowych. Ich rynkowy żywot to zwykle jeden nakład, jeden rok w katalogu. Mnie zawsze fascynowały produkty oraz gry, które są klasykiem lub mają taki potencjał. Gry, które często tworzyły nową kategorię, zmieniały branżę, rynek, świat. Produkty ponadczasowe, którymi chcę się dzielić z innymi ludźmi, kolejnymi generacjami.
Ile nowych pozycji pojawi się w tegorocznej ofercie Goliatha? Jaka gra to must have w pierwszym półroczu?
– Z uwagi na powyższe nasza strategia zakłada skupienie się na dobrych grach, wąskim portfolio bardzo dobrych produktów. W tym roku postaramy się wprowadzić nie więcej niż 3-5 nowości. Duża część naszej podstawowej oferty jeszcze nie trafiła na półki wszystkich sklepów, nad tym będziemy się teraz skupiać. Pierwsze półrocze będzie należeć do „Króliczka Pentliczka” (konotacja z Wielkanocą) oraz piasku Super Sand. Nasze nowości przedstawimy na targach w Norymberdze.
Oprócz wprowadzania na rynek gier jest Pan też aktywnym graczem, co oczywiście bardzo pomaga w prowadzeniu tego typu biznesu. Jaka jest obecnie Pańska ulubiona gra – z własnej i nie tylko swojej oferty?
– W grach cenię walor rozrywkowy, lubię, gdy mają proste zasady, ale nie są łatwe (łatwo nauczyć się w nie grać, trudno osiągnąć mistrzostwo). Z oferty Goliatha bardzo polubiłem „Triominos”. Jestem zaskoczony, że tak dobry tytuł (w tym roku ma 50 lat) jakimś cudem nie był szeroko znany w Polsce. To naprawdę bardzo dobry tytuł, który często zajmuje wieczór mojej rodzinie. Z oferty innych wydawnictw bardzo lubię „Dixit”, „Dobble”, „5 sekund” – to też trochę „moja” gra – odpowiadałem za jej wydanie w Polsce, łamigłówki, jak „Puzzle T”, oraz gry niedostępne w Polsce, np. „Anomia” czy „Privacy”.
Co się wydarzy w firmie Goliath w tym roku?
– Rewolucja. W tym roku zamierzamy bardziej skupić się na dystrybucji, mamy już dostępne silne portfolio produktów, musimy je teraz wprowadzić na półki. Będziemy też jeszcze intensywniej zwiększać świadomość konsumentów, przeprowadzając kampanie marketingowe o dużym zasięgu (TV).
Które krajowe targi poświęcone grom i zabawkom ocenia Pan najlepiej?
– Bardzo mnie cieszy, jak szybko rozwinęły się imprezy konsumenckie w Polsce. Jak wielką ewolucję przeszły – od niewielkich spotkań w szkołach, świetlicach, bibliotekach do wydarzeń wymagających największych dostępnych w Polsce hal wystawienniczo-targowych. Od kilku lat stale wspieram te wydarzenia, zawsze wierzyłem, że przez takie spotkania budujemy zainteresowanie całą kategorią produktów. Nie chciałbym faworyzować żadnej z nich, każda ma swój unikatowy charakter… Od strony targów wyłącznie dla biznesu, nie mam wielu doświadczeń jako Goliath, w tym roku bardzo liczmy na Kids’ Time w Kielcach. Mamy nadzieję spotkać tam wielu kontrahentów i swobodnie zaprezentować im nasze produkty.
Jest Pan świeżo upieczonym ojcem. Jaka będzie pierwsza zabawka, którą podaruje Pan małemu Gustawowi? Jakie zabawki będzie Pan podsuwał synkowi?
– Zapewne jak większość rodziców, będę widział w moim synu wyjątkowy geniusz oraz talenty i starał się stymulować ich rozwój. Jako osoba obserwująca tę branżę postaram się jednak mieć umiar, aby synek miał nie tylko „edukacyjne” zabawki. Uważam, że dla każdego człowieka (niezależnie od wieku) zabawa jest bardzo ważną częścią życia i rozwoju. Będę dążył do tego, aby zabawki ułatwiały nam wspólne spędzanie czasu i abyśmy oboje dobrze się bawili. Jest to zgodne z wartościami Goliatha, zatem mam nadzieję, że i biznesowo, i prywatnie uda mi się wprowadzić tę filozofię z życie.
Jeśli chodzi o pierwszą zabawkę, to od dzieciństwa mam zacięcie konstruktorko-inżynierskie, dostrzegam zatem ogromną moc w takich „zabawkach”, jak łyżka czy guzik z pętelką. Zobaczymy, czy synek wdał się w tatusia [śmiech].
Przed czym chciałby Pan uchronić swojego syna w przyszłości? Będzie Pan raczej tatą od stawiania wyzwań czy głaskania po głowie, zwłaszcza jeśli coś pójdzie nie tak…
– To bardzo trudne pytanie. Myślę, że i jedno, i drugie podejście jest potrzebne. Los każdego z nas zależy od nakładów pracy, a czasem od… szczęścia. Jeżeli syn będzie wytrwale do czegoś dążył, z pewnością będę go w tym wspierał, a gdy szczęście go opuści… będę głaskał po głowie. Tego też uczą nas gry i zabawa – czasami się wygrywa, czasami przegrywa, jednak nigdy nie wolno się poddać.
Proszę dokończyć zdania:
Wolny czas najchętniej spędzam… z bliskimi.
Ostatnio przeczytałem… „Siddhartha” Hermanna Hesse’a.
Moje ulubione kino… Takie, przy którym się szeroko uśmiecham.
Cenię w ludziach… szczerość, życzliwość i poczucie humoru.
Chciałbym zobaczyć… zorzę polarną! I kilku kupców z kategorii zabawek [śmiech].
Dziękuję za rozmowę i życzę wielu ciekawych pomysłów oraz wytrwałości na nadchodzące miesiące.